czwartek, 4 lutego 2010

Klątwa

W zimie nie mam szczęścia, ale niektórych rzeczy nie przeskoczysz. Większa odwilż nie nadchodzi. Skorzystałem z tymczasowej sytuacji, którą była temperatura oscylująca wokół zera i znalazłem się w pociągu.
Masa śniegu poza miastem. Spociłem się idąc w tych zaspach, ale jakoś przebiłem się do rzeki. Mały szok - rzeczka skuta lodem, tylko mały przesmyk na 2 m na środku. Myślałem, że będę musiał zadowolić rzucaniem w takie dziurki, ale całe szczęście za zakrętem lodu było znacznie mniej.
Plusem wody tej wielkości jest to, że pstrągi widać. Masz świadomość, że nie czeszesz wody pustej. Widziałem trzy pstrągi. Wszystkie w tej samej sytuacji - błyskawicznej ucieczce po tym jak zobaczyły moją sylwetkę. Blisko zalewu z wody wyciągnąłem gałązkę, a na niej larwę ważki (tak mi się wydaje przynajmniej) i jętki. Trochę mnie to zdziwiło, bo przecież mamy początek lutego. Przed samym zalewem dokarmiłem cztery łabędzie, spakowałem sprzęt i zawinąłem.
Klątwa nadal działa, ale tego się spodziewałem. Woda jest niska i ciężko się maskować w tej bieli. W każdym razie, zrobiłem to czego mi było trzeba - uciekłem na parę godzin od codzienności na świeże powietrze.









0 komentarze: