piątek, 2 listopada 2012

Kto szuka, ten znajdzie

Miałem wolne 3h popołudniu i postanowiłem spędzić je nad Kwisą. Boję się, że po ostatnim śniegu, sezon może skończyć się szybko - także trzeba korzystać.
Widziałem okazyjne oczka, ale pozostałem przy mokrej. Wyciągnąłem parę rybek po 20-25 cm. Koło 15.30 byłem na odcinku gdzie w sumie nigdy nie łowiłem. Woda taka mało urozmaicona i niby martwa, ale zobaczyłem zbiórkę, więc jeszcze chwilę zdecydowałem pomachać. Niestety ryba moich much (główna+skoczek) nie chce skosztować. W międzyczasie widzę kolejno oczko jakieś kilka metrów niżej. Pomysł całkiem logiczny - dowiąże małego parachute'a, imitację małej jęteczki, która właśnie wylatywała.
Pierwszy spływ - atak, ale nietrafiony. Za 3,4 razem ryba połyka muszkę i zacinam. Wtedy już czułem, że mam coś sensownego. Spokojnie podholowałem i jestem pod wrażeniem ryby - piękny lipień w srebno-miedzianych kolorach. Parę zdjęć, po czym przytrzymałem go w tej lodowatej wodzie, aby doszedł do siebie. W domu odmierzyłem ile miał (przyłożyłem do kija) i wyszło 39 cm. Dla takich rybek warto marznąć. Zdecydowanie !





0 komentarze: