środa, 2 marca 2011

Wszystko topnieje

Wyskoczyłem znowu na ten sam odcinek, tylko zawędrowałem (spory) kawałek dalej. Na odcinku do stawu nie miałem żadnego brania, tylko wypłoszyłem parę pstrągów. Zahaczyłem zatopioną gałąź, więc skorzystałem z okazji i dobrze się jej przyjrzałem na brzegu - sporej dość drobnej czarnej widelnicy i parę chruścików domkowych.
Przy akwenie zdecydowałem trochę odpocząć i wchłonąłem trochę marcowego słońca. Było to o tyle dziwne, że większość stawu była jeszcze pokryta topniejącym się lodem. Zjadłem też kanapki, dzięki którym zapach cebuli unosił się wokół mnie.
Później ruszyłem dalej w dół rzeki i znowu wypłoszyłem parę pstrągów, przeważnie niewielkich. Jednym razem wychodząc zza drzewa, równolegle w rzece zauważyłem ucieczkę jednego, a z pod mojego brzegu wypłynął inny na przeciwny brzeg. Byłem pewny, że jak tylko się ruszę on ucieknie. Zza drzewa wyrzuciłem woblerka w górę rzeki. Ściąganie z nurtem nie pomogło. Więc wystawiłem kijek w drugą stronę, tak żeby przynęta nie spłynęła tak szybko, ale żeby pomachała chwilę ogonem przed rybą. To zadziałało. Pstrąg okazał się całkiem spory jak na tą wodę.
Dalej wyciągnąłem w podobny sposób innego mniejszego oraz wypiął mi się jakiś około wymiarowy.







To już chyba ostatni śnieg. Niedługo zaczynam muchowanie.

0 komentarze: