sobota, 12 czerwca 2010

My się deszczu nie boimy

Padać miało, wiedziałem o tym. Padło na Kwisę. Pierwsze dwie miejscówki okazały się pustkowiem. Dopiero kiedy pojechałem dużo wyżej na odcinku 500 m miałem kilka kontaktów. Na start 30tak na nimfę ze spokojnej wody. I niestety wtedy też zaczęło padać. Będąc twardzielem, nie zraziłem się i cały mokry przy lekkim deszczu dalej czesałem wodę złotogłówką. Nic większego niestety się nie pojawiło. Natomiast lipienie wychodziły na powierzchnię, ale coś nie mogłem je przekonać.



0 komentarze: